Coraz wyższa jakość mieszanek stosowanych do robienia opon oraz sama technologia produkcji sprawiają, że popularny „kapeć” zdarza się coraz rzadziej. Jednak w wypadku przebitej gumy najczęściej na poboczu drogi sami musimy sobie poradzić z problemem. Oczywiście, jeżeli awaria przydarzy się blisko domu lub pracy możemy wezwać pomoc drogową, znajomych lub kogoś z rodziny, co jednak zrobić, gdy przebijemy oponę kilkaset kilometrów od domu? W zależności od wyposażenia naszego auta, możemy użyć pianki naprawczej, popularnej dojazdówki lub normalnego, pełnowymiarowego koła zapasowego.
Koło zapasowe w sprayu
W ostatnich czasach to księgowi są głównymi projektantami samochodów. Pełne koło zapasowe to koszt, pomnożony przez ilość wyprodukowanych samochodów w serii daje koszt ogromny. Dlatego standardowo auta są wyposażone zestaw naprawczy, zwany łatką w sprayu. Użycie jest banalne proste i w wypadku niektórych produktów nie wymaga nawet podnoszenia samochodu na lewarku. Po prostu poprzez zawór wtryskuje się zawartość pojemnika do przebitej opony. Pianka ma zakleić przebicie i zapewnić odpowiednie ciśnienie w kole. Pomoże doraźnie, ale nie poradzi sobie na przykład z przeciętą gumą. Co ważne, opona po użyciu piany nadaje się już tylko do wyrzucenia. Jeżeli uda się koło naprawić, przejedziemy nie więcej jak 50 kilometrów z ograniczoną prędkością.
Dojazdówka.
Wąskie koło, o niewielkich rozmiarach, stanowi lepsze wyjście, niż pianka naprawcza. Dalej mamy ograniczony zasięg, dalej ograniczoną prędkości, nie mniej jedziemy na sprawnym kole i szukamy warsztatu, który zwulkanizuje przebitą oponę. Koszty doprowadzenia samochodu do pełnej używalności są więc ograniczone do wydatków na wulkanizatora.
Pełne koło zapasowe
Ciężkie i zajmujące cenne miejsce w bagażniku, jest niezastąpione, jeśli chodzi zapewnienie bezpieczeństwa w podróży. W wypadku przebicia koła, po prostu zakładamy nowe i bez zbędnych przerw podróżujemy dalej. Należy tylko pamiętać o okresowej kontroli zapasu i prawidłowym ciśnieniu powietrza.
